Każdy dzień ubiera mnie w dodatkowe klęski. Ból przenikający osobisty Byt.
Westchnienie ciszy łagodzi łzawe krople, które zsyła na mnie bezlitosny dzień.
Samotność wśród innych, samotność w obecności bliskich, samotność w kroplach dnia.
Pierzchają złudzenia, i zostaje kamienny zarys maski na ustach.
Kamienna ironia bezlitosnego dnia codziennego.
Byt ubrany w codzienne klęski pada pod ciężarem dnia.
Skorumpowane nadzieją myśli giną w otchłani rzeczywistości.
Okrzyki grozy i bólu nie przenikają bariery codzienności.
Wykrzywiony ironicznie w kącikach maski, omijam fatamorganę celu życia.
Bo czy istnieje życie przed śmiercią?