Wyszedłem dziś na miasto.
Lekkim spacerem pospiesznie zmierzałem w kierunku chmielowego napoju, układając w drodze marzenia.
A wszystko to z powodu dzikiej żądzy popatrzenia na ludzi, na ich radosne podrygi udawanej zabawy. Tam gdzie grupowo i samotnie odbywali rytuały weekendu, świeckie święto rozpusty.
Spocone ludzkie wydmuszki niemrawo płynęły deptakiem, pomijając rockowe brzmienia ulicznego Grajka i jego niechlujnie zaplecioną w warkocz brodę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz